Rozdział
III
,,Wiadomość
od pani Ali”
O poranku Paweł
nadal nie śpiąc, zauważył, że jego ukochany się budzi. Szybko wtedy zamknął
oczy, by Karol pomyślał, że śpi. Chłopak się ubrał i wyszedł z sypialni,
zamykając za sobą drzwi. Paweł się dziwił, gdzie on może iść o tej porze w
niedzielę. Kiedy usłyszał zamykające się drzwi od mieszkania, wstał i poszedł
do kuchni. Tam na stole leżała kartka, na której było napisane:
,,Poszedłem do
kościoła. Wrócę około 930.
Karol"
Paweł spojrzał
na zegarek. Było dziesięć po ósmej. Postanowił, że zadzwoni do Sylwii i
porozmawia z nią o tym, co zaszło między nim a Karolem.
- Cześć Sylwia.
Obudziłem cię?
- Nie, nie. Nie
spałam.
- To dobrze.
Posłuchaj, mam sprawę. Mogłabyś się ze mną spotkać?
- Ok. O której?
- Najlepiej
teraz.
- Teraz nie mam
zbyt dużo czasu. Godzina wystarczy?
- No, pewnie.
- Tylko, że
Oliwia jeszcze śpi, więc...
- Nic nie
szkodzi. Chodzi mi o rozmowę z tobą.
- No, dobra, to
za chwilę będę u ciebie.
- Ok. Dzięki
Sylwia. To pa.
- No, pa.
Rozłączyli się,
a Paweł poszedł się ubrać. Po kilku minutach dziewczyna przyszła. Oboje usiedli
przy stole w kuchni.
- Napijesz się
kawy? - zaczął.
- Nie, dzięki.
Piłam przed chwilą - odpowiedziała. - Dalej, mów, o co chodzi.
- No, bo wczoraj
po tej kolacji myślałem, że Karol będzie chciał, no wiesz.
- Się z tobą
kochać?
- Tak. Więc gdy
byliśmy w sypialni, zacząłem go całować, zdejmować ciuchy. Kiedy Karol
zorientował się, że chodzi o seks, odepchnął mnie i powiedział, że nie jest na
to gotowy.
- Karol ci tak
powiedział? - zdziwiła się. - A tak w ogóle to gdzie on teraz jest?
Blondyn podał przyjaciółce kartkę, którą
zostawił jego chłopak.
- Ok -
powiedziała zaskoczona po przeczytaniu. - Albo mnie wkręcacie, albo z nim
naprawdę coś się dzieje.
- Jak
powiedziałem mu, że przecież zawsze lubił szaleć, to odpowiedział, że to było
zanim miał dwa lata na przemyślenia i zanim przez niego zginęli Kasia i
Andrzej.
- Serio?
- Dodał jeszcze,
że bardzo się zmienił od tamtej pory.
- Wiesz co, może
daj mu trochę czasu. On jeszcze nie otrząsnął się po śmierci Kasi i Andrzeja.
Trzeba mu pomóc oswoić się z tą sytuacją. I tak w ogóle Karol jest od ciebie
młodszy, więc to też może mieć wpływ na te sprawy.
- Ale on jest
młodszy zaledwie o pół roku.
- To nie ma
znaczenia jaka jest różnica i tak zawsze będziesz tym starszym, który jest
bardziej odpowiedzialny.
- No, tak. W
sumie racja.
- Ojej, która
godzina - spojrzała na zegarek. - Muszę już lecieć.
- A gdzie się
tak spieszysz?
- Idę coś
załatwić. Ja też mam swoje sekrety.
- Dobra. Dzięki
za rozmowę. Leć, bo się spóźnisz tam, gdziekolwiek idziesz.
Sylwia cmoknęła
Pawła w policzek i poszła załatwiać swoje sprawy.
Tymczasem w
kościele Karol, modląc się prosił Boga o to, żeby znalazł pracę i żeby nie był
ciężarem dla swojego partnera. Dwudziestolatek ciągle miał wyrzuty sumienia
przez to, co się stało i pomimo tego, że minęły już dwa lata od śmierci
Andrzeja i Kasi, wciąż dręczyły go myśli o nich.
Po mszy chłopak
wrócił do domu.
- Cześć Paweł -
przywitał się.
- Cześć. Ty
serio byłeś w kościele? - spytał, ponieważ nie mógł w to uwierzyć.
- Tak.
- Ale ty
przecież, odkąd cię znam, do kościoła chodziłeś tylko w święta i nawet wtedy
mama musiała cię tam siłą zaciągać.
- Mówiłem ci
już, zmieniłem się. Chyba nie powiesz, że ci to przeszkadza.
- Nie, nie, no,
co ty. Po prostu trochę się zdziwiłem, gdy zobaczyłem tę kartkę.
- Chciałem się
wyciszyć i prosić o to, żebym znalazł pracę, bo nie chcę być dla ciebie
ciężarem.
- Karol -
podszedł do niego i położył mu ręce na policzkach. - Po pierwsze, nawet jakbyś
nie znalazł pracy, to nie byłbyś dla mnie ciężarem, bo cię kocham i odpłacasz
się za wszystko swoją miłością. A po drugie, skoro już o pracy mowa, miałbym
dla ciebie propozycję.
- Co? - spytał
zaskoczony. - Gdzie?
- U mnie w
restauracji.
- Ty masz własną
restaurację? Od kiedy?
- Tak, jakoś od pół
roku.
- Dlaczego nic
nie mówiłeś?
- Jakoś nie było
okazji.
- Ale ja nie
umiem gotować.
- Spokojnie,
będziesz kelnerem.
- Dzięki, Paweł
- rzucił mu się na szyję.
- Wiesz, jesteś
ode mnie młodszy, więc czuję się za ciebie odpowiedzialny.
- Tak. Naprawdę
jestem od ciebie dużo młodszy. Aż pół roku - dodał z ironią.
-
Karol.
-
Tak?
-
Karol, ja chciałem... - zająknął się - ...chciałem cię przeprosić, wiesz, za
to, co się stało w nocy. Ja naprawdę myślałem, że chcesz... - nagle jego
wypowiedź została przerwana pocałunkiem. - Za co to?
-
Za nic. I tak w ogóle to ja cię przepraszam. Nie powinienem tak zareagować.
Wybacz mi. Przecież to dzięki tobie będę miał pracę, mam gdzie mieszkać i mam
osobę, którą kocham. Dziękuję ci za wszystko. Nie wiem jak będę mógł ci się
odwdzięczyć.
-
Wystarczy to, że mnie kochasz. To jest dla mnie najlepsza zapłata. Dziękuję ci,
że jesteś, bo to właśnie ty jesteś dla mnie rodziną. Rodziną, której nigdy nie
miałem - chwycił go za rękę, patrząc mu w oczy.
Nagle
zadzwonił telefon Pawła. Chłopak odebrał i usłyszał głos pani Ali. Kobieta
prosiła byłego wychowanka o to, by jak najszybciej przyszedł do domu dziecka.
-
Dobrze, pani Alu. Niech pani powie, co się stało - powiedział lekko
zaniepokojony.
Wychowawczyni
wyjaśniła, że nie jest to sprawa na telefon, więc umówili się, że chłopcy
przyjdą do niej za godzinę, a ta wszystko im wyjaśni.
Godzinę
później chłopcy zgodnie z obietnicą przyszli do pani Ali. Była ona niską
sześćdziesięciolatką o dość okrągłej figurze i z blond włosami, które miały
siwe odrosty.
-
Witaj Pawełku - przywitała się miło.
-
Dzień dobry.
-
Dzień dobry - rzucił z uśmiechem Karol. - Nie wiem, czy pani mnie pamięta, ale
zawsze mówiła pani na mnie ,,mały nicpoń”.
-
Takiej osoby, jak ty, Karolku, nie da się zapomnieć, a zwłaszcza po tym, jak
się dowiedziałam, ile znaczysz dla Pawła -
uśmiechnęła się. - Usiądźcie, proszę.
-
Co się stało, że chciała pani się ze mną widzieć? - spytał starszy.
-
Jak ci to powiedzieć? - zastanawiała się. - Chodzi o twoją mamę.
-
Moją mamę? - zdziwił się. - Jak to o moją mamę?
-
Była wczoraj u mnie. Pytała o ciebie.
-
Co? - zdziwił się jeszcze bardziej.
-
Chciała wiedzieć, co robisz, jak sobie radzisz i w ogóle, gdzie mieszkasz.
Chciała się z tobą spotkać. Powiedziała, że się zmieniła, że zrozumiała swój
błąd. Powiedziałam jej, że pracujesz w Feniksie. Zostawiła mi swoje namiary,
jeżeli chcesz, możesz się z nią spotkać.
Kobieta
dała Pawłowi kartkę z danymi jego matki. Chłopak spojrzał na kartkę i odłożył
ją na biurko.
-
Nie wiem, czy mam się z nią spotkać. Miałem trzy lata, jak mnie tu zostawiła.
Przez tyle czasu się nie odzywała i nagle zacząłem ją coś obchodzić?
-
Wyglądała, jakby naprawdę jej na tobie zależało. Moim zdaniem powinieneś dać
jej szansę - dodała pani Ala.
-
Ja też uważam, że powinieneś do niej zadzwonić - zaczął Karol. - Spotkaj się z
nią, porozmawiaj, powiedz jej o wszystkim.
-
Dobra, spotkam się z nią, jeżeli ty powiesz swojej mamie prawdę - rzucił do
swojego chłopaka.
-
Przecież ustalaliśmy wszystko.
-
No, tak. Nie mogę tak długo czekać. A pani jak uważa? Mam się z nią spotkać? –
skierował do wychowawczyni.
-
Moim zdaniem Karol ma rację. Spotkaj się z mamą, powiedz jej o wszystkim.
Powiedz jej o Karolu i jeśli będzie w stanie to zaakceptować, to znaczy, że jej
naprawdę na tobie zależy - zaproponowała.
-
Sam nie wiem.
-
Trzymaj - po raz drugi dała mu kartkę, którą zostawiła jego matka. - Zrobisz,
jak uważasz.
Paweł
schował kartkę do kieszeni. Chłopcy pożegnali się z panią Alą i poszli do domu.
*
A teraz coś, co napisałam dla mojego Rycerza. Mam nadzieję, że się spodoba:
*
Uratuj mnie,
Odciągnij od tego, co złe.
Uratuj mnie,
Proszę. Boję się.
*
To jest coś dziwnego –
- strach przed samym strachem.
Boję się tego.
Na szachownicy życia jestem szachem.
Ktoś mną kieruje,
Choć nie wiem, kto.
Moje życie buduje
I bawi się mną.
*
Idę ciemną ulicą,
Zachwycam się przerażającą ciszą.
Starszy mężczyzna z siekierą czai się za
rogiem,
W wejściu starej kamienicy z nożem stoi
chłopak tuż za progiem.
Dwóch facetów mierzy mnie wzrokiem,
A ja mijam ich bokiem.
Wszędzie czyha niebezpieczeństwo,
Lecz ja ignoruję je często.
Nie obchodzi mnie pijak nożem grożący,
Ani mięśniaki w bramie wódkę pijący.
Nieznajomy w kapturze kroczy przede mną.
On boi się mnie bardziej, wiem to, na
pewno.
Pali papierosa, w uszach ma słuchawki,
Zatrzymuje się, lecz nie zajmuje ławki.
Sięga i wyciąga z kieszeni
Nóż ostry, co w blasku księżyca się mieni.
Nie myślę jednak o tym, łukiem go omijam.
Patrzę na zegarek, czas wcale nie mija.
Idę prosto przed siebie, ignorując
wszystko,
Nagle jakieś ptaszysko przeleciało nisko,
Lecz dni mojego życia nie liczy liczydło,
Bo wiem, że czuwa nade mną anielskie
skrzydło.
Zmianę pogody dostrzegam na niebie,
Czarna chmura zasłania księżyca pełnię.
Krople deszczu spadają na ziemię,
A ja idę dalej, nie oglądając się za
siebie.
Fleszowy blask – błyskawica,
Która pali żywcem życia.
Nagle ogromny huk.
Trafiło tuż przede mną w buk.
Drzewo się przewraca, zagradzając mi
drogę.
Klnę na beznadziejną pogodę.
Omijam konar i idę dalej.
Ktoś częstuje mnie fajką - ,,Nie, dzięki.
Nie palę”.
Kontynuuję spacer,
Nie boję się, czy życiem to przypłacę.
Nagle pojawia się postać, lecz daleko
przede mną.
Trzyma się płotu prawą ręką.
Nie wiem, kto to jest.
Widzę tylko cień.
Boję się podejść, ale podchodzę.
Słyszę szelest krzaków obok po drodze.
Boję się bardziej – chwila zawahania.
Muszę iść dalej – to jest nie do
powstrzymania.
Z krzaków wybiega kocisko wielgachne,
Wpada mi pod nogi i tak już bezwładne.
Czarny kot natychmiast ucieka,
Ignorując postać, którą widzę z daleka.
Deszcz leje nadal, grzmi i się błyska.
Podchodzę wciąż do postaci, by przyjrzeć
się z bliska.
Usłyszałam krzyk za plecami.
Obracam się – nikogo nie ma, jesteśmy
sami.
Podchodzę bliżej
I w końcu go widzę.
Włosy do ramion czarne i mokre, trochę
pokręcone.
Ubranie miał czarne, choć mocno
przemoczone.
Do spodni łańcuchy metalowe przypięte.
Dostrzegłam, że glanem ma coś
przydepnięte.
Ukucnęłam przed nim, by sprawdzić, co to.
Położyłam dłoń na ziemi, choć było tam
błoto.
Odsunął swą stopę, a był pod nią ukryty
Kawałek żelaza błotem pokryty.
Ukucnął przy mnie, wyjął chusteczkę,
Wytarł mi dłonie i wytarł żyletkę.
W moje ręce oddał ją,
A ja nie dostrzegałam jego twarzy wciąż.
Ciekawiło mnie, czemu robi takie uniki.
Kogo kryją te czarne kosmyki?
Zamyślona tym faktem skaleczyłam się.
On uniósł moją dłoń i pocałował w nią
mnie.
Korzystając z okazji, odgarnęłam mu włosy
I wtedy mogłam spojrzeć w te brązowe oczy.
Bursztynowe ciepło rozgrzało całą mnie,
Pomimo zimnych kropel deszczu spływających
mi po ciele.
Spojrzenie to nie trwało długo,
Bo szybko z powrotem zasłonił się grzywką
długą.
Nie rozumiałam jego zachowania.
Przecież był przystojny – wręcz nie do
opisania.
Choć może nie wstydził się swojej urody,
Lecz tego, że jego policzki nie były mokre
od wody.
Chciałam jeszcze raz spojrzeć na niego,
Ale on wstał, bym nie zrobiła tego.
Także się podniosłam i go przytuliłam,
Sama nie wiedziałam, czemu to zrobiłam.
Co się stało? – wcale nie musiałam tego
wiedzieć,
Choć czułam, że to moje rany są dla niego
cierpieniem.
Tuląc się do mnie, zaczął bardziej płakać.
Przytulając go mocno, próbowałam go za
rękę złapać.
,,Przepraszam” – usłyszałam ciche
mruknięcie jego głosu.
„Za co?” – pytałam, przeczesując kosmyki
czarnych włosów.
„Za wszystko”. Tuliłam mocno do siebie go.
„Nie masz za co przepraszać. Nie zrobiłeś
nic złego”
Spojrzałam w bursztynowe oczy i
pocałowałam go wtedy.
Miałam nadzieję, że po tym w moje słowa
uwierzy.
,,To ja cię przepraszam” – mówiłam mu w
twarz.
,,Nie przepraszaj. A ta sytuacja, to
będzie sekret nasz”
,,Dziękuję za wszystko, za to, co
zrobiłeś,
Za to, że od największego cierpienia mnie
uwolniłeś”
,,To ja ci dziękuję za wszystko, maleńka,
Wiedz, że zawsze dla mnie będziesz wielka”
*
Teraz uwierzyłam, że potrafię latać,
Życie uwielbia nam figle płatać.
Wyznałeś mi miłość, a ja odmówiłam,
Byłam głupia, ale teraz w miłość uwierzyłam .
Wiem, że odnalazłam
tego jedynego,
Tego wyjątkowego,
doskonałego – idealnego.
Ech, dawno mnie tu nie było, musiałąm nadrobic kilka rozdziałów, ale jestem...
OdpowiedzUsuńWiersz jest dobry, uczuciowy, prawdziwy- ale układ rymów jest niezadawalający. Rymy parzyste zawsze brzmią jak w "Legendzie o świetym Aleksym". Okalajace są najciekawsze, moim zdaniem, jak już lubisz rymować, nadają inny rytm i tempo, i nie kojarzą się ze średniowieczen ;)
Nie rozumiem, czemu na początku tak nas ciągle ostrzegasz, ze piszesz o gejach. Po pierwsze, w dzisiejszym świecie to nie powinno dziwić. Po drugie, gdy pisałaś o zwykłym związku, nie było to w żaden sposób inne.
Jak na razie ciagle posługujesz się schematami... Głowę dam, że sama nie zauważysz, kiedy to zmienisz i andasz wszystkiemu włąsny styl, szczególnie, że chęci do pisania masz :D I to najważniejsze!
Trzymaj się!