niedziela, 23 marca 2014

MKP II - Rozdział V



Rozdział V
,,Akceptacja przez rodziców”

       Nazajutrz Karol i Paweł poszli do pracy z bardzo dobrymi humorami.

        Około godziny jedenastej do restauracji przyszła Gosia. Paweł akurat rozmawiał z Karolem przy barze, ale gdy tylko ujrzał swoją matkę poprosił Martynę, by przypilnowała interesu i tego, żeby nikt im nie przeszkadzał. Chłopak zaprosił kobietę do biura, gdzie z nimi poszedł Karol. Blondyn był bardzo zestresowany tym, co usłyszy, dlatego postanowił, że jego partner będzie uczestniczył w tej rozmowie.
        - To jest Karol. Wiem, że już się znacie, ale dziś chciałem ci go oficjalnie przedstawić jako mojego chłopaka. Teraz pozostaje kwestia, czy nas zaakceptujesz? - powiedział i mocno chwycił rękę ukochanego.
        Kobieta podeszła do nich i wyciągając rękę z uśmiechem powiedziała:
        - Bardzo miło mi cię poznać, Karol, jako chłopaka mojego syna, którego oczywiście w pełni akceptuję.
        Chłopcy odetchnęli z ulgą i cieszyli się, że mają to już za sobą.
        - Może usiądźmy - zaproponował Paweł. - Ja tak na sam początek mam pytanie - zaczął, gdy usiedli. - Dlaczego mnie zostawiłaś w domu dziecka?
        - Ok. Wyjaśnię ci wszystko po kolei. Rozumiem, że nie macie przed sobą żadnych tajemnic, więc mogę wszystko swobodnie powiedzieć - zaczęła. - No, więc gdy cię urodziłam miałam zaledwie czternaście lat, bałam się, ale chciałam się tobą zajmować. Chłopak, który był twoim ojcem, mówił, że będzie mi pomagał, ale po roku uznał, że już nie kręci go zabawa w dom i mnie zostawił. Zajmowałam się tobą sama, pomagała mi jedynie moja mama, ale kiedy nadszedł czas liceum, miałam strasznie dużo nauki, powoli zbliżała się matura, a ja nie byłam jeszcze pełnoletnia. Moja matka doradziła mi, żebym oddała cię do domu dziecka. Ja byłam młoda i głupia, nie miałam wyjścia. Przepraszam. Wybaczysz mi?
        - A co cię teraz tak nagle natchnęło, żeby mnie znaleźć?
        - Od roku mam partnera, który też ma syna, starszego od ciebie o rok. Kiedy Janek dowiedział się o tobie, powiedział, że jak najszybciej powinnam cię znaleźć i wszystko ci wyjaśnić. Bałam się, ale w końcu zebrałam się na odwagę, poszłam do tego domu dziecka i spytałam o ciebie.
        - A czy to, żeby nas zaakceptować, to też była jego decyzja? - zapytał zły na matkę.
        - Nie. To zrozumiałam sama. Syn Janka - Mateusz jest transwestytą, więc uznałam, że jeżeli jego potrafię zaakceptować, to dlaczego ciebie nie.
        - Każdy popełnia błędy, nie wszystkie da się wybaczyć, ale mamę ma się tylko jedną. Wybaczam ci - powiedział i ją przytulił.
        - To ja teraz zgodnie z obietnicą pójdę do moich rodziców - rzucił Karol.
        - Poczekaj, pójdę z tobą - zaproponował blondyn.
        - Nie, pójdę sam. Ty zostań i porozmawiaj sobie z mamą - cmoknął go w policzek i wyszedł z uśmiechem.
        Podszedł do Martyny.
        - Ja na chwilę wychodzę. Dasz radę sama?
        - Jak widać muszę.
        - Dzięki - ją także pocałował w policzek i poszedł.
       
Gdy Karol przyszedł do domu swoich rodziców, by wyznać prawdę, zastał samą Annę. Kobieta wpuściła go i oboje usiedli na kanapie.
        - Mamo, muszę ci coś wyznać. Ja i Sylwia nie jesteśmy parą.
        Gdy Karol to mówił do domu po cichu wszedł Kazimierz, lecz ani jego żona, ani syn go nie zauważyli, zajęci rozmową.
        - Już zerwaliście? - zdziwiła się.
        - Nie, mamo. My nigdy nie byliśmy razem. Okłamałem cię.
        - Ale dlaczego to zrobiłeś?
        - No, bo to, co wtedy usłyszałaś, to Sylwia i Oliwia wołały do mnie i Pawła. Mamo, ja… - zająknął się -…ja jestem gejem.
        - To nie może być prawda - usłyszeli głos Kazimierza.
        - Kaziu, nasz syn… - zaczęła Anna.
        - Ja już nie mam syna.
        Karol spojrzał na ojca i zrozpaczony wybiegł z domu. Pomimo tego, że miał wrócić do Feniksa, poszedł do mieszkania, w którym mieszkał razem z Pawłem. Gdy dotarł, szukał zeszytu Kasi, który Sylwia i Oliwia zostawiły u nich w domu. W końcu znalazł i mając oczy pełne łez, wziął zostawioną przez Andrzeja żyletkę. W tamtym momencie Karol myślał tylko o tym, by się zabić. Czuł, że w ogóle nie powinien się urodzić. Nie myślał tylko o tym, że przez to, że jest inny, ojciec go nie akceptuje, ale też o tym, że zniszczył życie wielu ludziom, powodując wypadek, w którym zginęła Kasia. Te wszystkie negatywne myśli powodowały, że nawet przez moment się nie zawahał. Już zrobił sobie jedną ranę na nadgarstku, ale nagle zadzwonił jego telefon. Po sygnale poznał, że to Paweł, więc upuścił żyletkę i odebrał.
        - Cześć Pawełku - starał się zatuszować to, że płakał.
        - Karol, wszystko w porządku? - zaniepokoił się.
        - Tak, wszystko jest ok.
        - Gdzie jesteś?
        - U nas w mieszkaniu.
        - Po co? Przecież miałeś iść do rodziców.
        - Byłem, ale wpadłem po drodze, bo czegoś zapomniałem.
        - Jak zareagowali?
        - Zaraz przyjdę i wszystko ci opowiem. A jak mama?
        - Już poszła, ale umówiłem się z nią i dziś wieczorem przyjdzie do nas razem z Jakiem i Mateuszem.
        - Ok. Kończę. Zaraz będę w restauracji.
        - Dobra. To pa.
        - No, pa - dodał i się rozłączyli.
        Karol odłożył żyletkę i zeszyt na miejsce i poszedł do Feniksa. Kiedy wrócił do pracy, Paweł od razu go poprosił o to, by przyszedł do jego biura. Zamknęli za sobą drzwi i usiedli.
        - Dziś zrywamy się wcześniej z pracy i idziemy do domu przygotować kolację.
        - Ok. A reszta?
        - Wszystko załatwione. Zostaną i zamkną restaurację.
        - Poradzą sobie?
        - A czemu nie? Przecież przez te trzy dni po twoim wyjściu też byli tylko we trójkę.
        - No, tak - dodał w ogóle niezainteresowany tym, co mówił jego chłopak.
        - Karol. Ty mnie w ogóle słuchasz?
        - Tak, tak.
        - Co to jest? - chwycił go za ranną rękę.
        - Nic takiego - wyrwał mu swoją dłoń i natychmiast zakrył ranę.
        - Jak zareagowali twoi rodzice? - w końcu spytał.
        - Ojciec nie chce mnie znać.
        - Powiedział ci to prosto w oczy?
        - Powiedział, że on już nie ma syna.
        - A mama? Jak zareagowała?
        - Nie zdążyła nic powiedzieć, bo po tym, co powiedział tata, wybiegłem z domu.
        - Użyłeś tej żyletki, którą zostawił Andrzej?
        - Tak. Pewnie gdybyś nie zadzwonił w odpowiednim momencie, zrobiłbym coś o wiele głupszego.
        - Przysięgnij, że już więcej tego nie zrobisz. Karol, kocham cię i nie pozwolę, żeby coś ci się stało - przytulił go.
        W tamtym momencie chłopak poczuł, że jednak ma dla kogo żyć i nawet jeśli rodzice go nie zaakceptują, to będzie miał przy sobie najważniejszą osobę w swoim życiu, czyli Pawła.
        - Obiecuję, to się więcej nie powtórzy.
        - A teraz lepiej wracaj do pracy, bo Martyna się niepokoi. Boję się, że zaczyna coś podejrzewać.
        - A może im też powiemy prawdę. Przynajmniej będą wiedzieć, czemu spędzamy ze sobą tyle czasu.
        - Nie wiem, czy to dobry pomysł.
        - Przecież się przyjaźnicie, ufasz im. A skoro ty im ufasz, to ja też.
        - Naprawdę, może lepiej nie mówić im tego.
        - Za każdym razem, kiedy mówiliśmy prawdę, baliśmy się reakcji, ale przecież Andrzej nas zaakceptował, Sylwia i Oliwia też, pani Ala, twoja mama, Janek, Mateusz. Myślę, że oni powinni wiedzieć.
        - Dobra, jutro przed otwarciem im wszystko powiemy.
        - Super. Ja wracam do pracy.
        Karol wyszedł z biura i od razu podszedł do baru, gdzie stała Martyna.
        - No, w końcu raczyłeś zająć się pracą.
        - Tak, wiem. Przepraszam. Mieliśmy z Pawłem pewną sprawę do załatwienia. Ale już się biorę do pracy - zawiązał sobie czerwony fartuch w pasie. - A jak tam sprawa z Szymonem?
        - Dziś prawie w ogóle się do mnie nie odezwał.
        - Spokojnie. Musisz dać mu trochę czasu - przytulił ją, żeby poprawić jej humor.
        Dziewczyna pod wpływem impulsu pocałowała Karola. Całą sytuację widział Paweł, który akurat miał zamiar wyjść z biura, jednak kiedy ujrzał Martynę ze swoim chłopakiem, szybko zamknął się z powrotem w biurze. Dwudziestoletni kelner od razu po krótkim pocałunku zaczął tłumaczyć:
        - Martyna, ja naprawdę nie mogę z tobą być. I lepiej, żeby nikt nie dowiedział się o tym pocałunku. Ok?
        - Ok. Ale Karol, dlaczego nie możesz ze mną być?
        - Jutro się wszystkiego dowiesz, dobrze?
        - No, dobra - lekko się zdziwiła.
        - Może lepiej wróćmy do pracy i zapomnijmy o tym, co się stało.
        Martyna była zdziwiona zachowaniem Karola. Dlaczego nie chciał jej powiedzieć, o co chodzi?
        Chłopak niestety nie wiedział, że Paweł widział go podczas pocałunku.
        Chwilę później do Feniksa przyszły Sylwia i Oliwia. Przyjaciółki najwyraźniej się o coś sprzeczały.
        - Przecież się przyjaźnimy - rzuciła Oliwia.
        - No, tak.
        - No, to czemu nie chcesz mi powiedzieć, gdzie tak codziennie znikasz.
        - Hej, dziewczyny - przerwał kłótnie Karol, gdy podeszły do baru. - Co jest grane?
        - Sylwia codziennie gdzieś wychodzi i nie chce mi powiedzieć gdzie - tłumaczyła Oliwia.
        - Czemu mam ci się spowiadać ze wszystkiego, co robię?
        - Bo chcę wiedzieć, gdzie mam cię szukać, gdyby coś się stało.
        - Istnieje coś takiego, jak telefon.
        - Jeśli masz chłopaka, to przecież możesz mi powiedzieć.
        - Nie mam chłopaka.
        - To w takim razie, gdzie zawsze wychodzisz?
        - No, dobra, już dobra. Chodzę do Filipa i Tośki.
        - Co?
        - Przecież po śmierci Kaśki ktoś musi im pomóc. Niby Tosia ma już dziesięć lat, ale zawsze znajdzie się coś, w czym potrzebują pomocy. Przyjaźniłyśmy się z Kasią, więc wydawało mi się, że przynajmniej jedna z nas powinna się nimi zainteresować.
        - Mogłaś mi powiedzieć. Też bym pomogła.
        Nagle ze swojego biura wyszedł Paweł.
        - Cześć dziewczyny - przywitał się.
        - Cześć Paweł - odpowiedziały.
        Chłopak podszedł do nich i cmoknął każdą w policzek.
        - Karol, musimy już iść - rzucił do partnera.
        - A wy gdzie się wybieracie? - spytała Sylwia.
        - Jutro się spotkamy i wszystko wam opowiemy - dodał i razem z Karolem wyszli.

        Paweł przez całą drogę do domu się nie odzywał. Młodszy dziwił się jego zachowania. Gdy weszli do mieszkania, starszy od razu wziął się za przygotowanie kolacji. Krojąc warzywa na sałatkę, wciąż milczał. Karol już nie mógł wytrzymać i spytał:
        - O co ci chodzi?
        - O nic. A czemu by miało? - nawet na niego nie spojrzał.
        - Odkąd wyszliśmy z restauracji w ogóle się do mnie nie odzywasz. Co się takiego stało?
        - A może ty mi powiesz, co się takiego stało, że za barem całowałeś się z Martyną? - zdenerwował się i wbił nóż w deskę do krojenia.
        - Widziałeś?
        - Tak - dodał już spokojniej, wyjął wbity nóż i kroił dalej. - I powiem ci, że nie był to dla mnie ciekawy widok.
        - Ona po prostu była smutna, a ja ją przytuliłem, żeby ją trochę pocieszyć i wtedy ona mnie pocałowała. Wytłumaczyłem jej, że nie mogę z nią być i że jutro się wszystkiego dowie - tłumaczył.
- Była smutna, pocieszałeś ją i tak ni stąd ni z owąd cię pocałowała? - powiedział, wciąż nie patrząc na niego. - A z jakiegoż to powodu się smuciła?
        - Bo ona zakochała się w Szymonie, a on cały dzień ją ignorował.
        - Zakochała się w Szymonie i całowała ciebie. Coś nie chce mi się wierzyć w takie bajeczki.
        Chłopak nie wytrzymał i pchnął Pawła na ścianę. Karol zaczął całować ukochanego tak namiętnie, żeby w końcu zrozumiał, że to, co zrobiła Martyna, nic dla niego nie znaczyło, że kocha tylko jego. Nóż, który kucharz trzymał w ręce, upadł na podłogę. W tym momencie obaj zapomnieli o całym świecie, to był ich najbardziej intensywny pocałunek w życiu. Wcześniej jeszcze nic takiego nie czuli. To było uczucie wręcz nie do opisania. Wtedy Karol zaczął wkładać partnerowi ręce pod koszulkę i miał już ochotę zaciągnąć go do sypialni, jednak do przyjścia gości pozostała godzina, a jeszcze nie wszystko było gotowe, więc po długim i bardzo namiętnym pocałunku spojrzeli sobie w oczy i… Paweł jak gdyby nigdy nic podniósł nóż, umył go i wrócił do pracy. Karol miał nadzieję, że ukochany jakoś na to zareaguje, coś powie, a nie tak po prostu dalej będzie kroił warzywa. Pawłowi bardzo spodobał się sposób, w jaki jego chłopak udowodnił, że go kocha, ale z drugiej strony nie chciał, żeby Karol myślał, że jednym pocałunkiem zawsze będzie mógł wszystko załatwić.

niedziela, 9 marca 2014

MKP II - Rozdział IV



Rozdział IV
,,Spotkanie z matką”

        Przez całe niedzielne popołudnie Paweł siedział z kartką, którą dostał od pani Ali i zastanawiał się, czy spotkać się z matką, czy jednak nie. Nie zjadł ani obiadu, ani kolacji. W nocy znów w ogóle nie spał. Ciągle myślał o matce, która nie odzywała się przez siedemnaście lat.

        W poniedziałek chłopcy przyszli do restauracji wcześniej, żeby Paweł mógł Karolowi wszystko na spokojnie wytłumaczyć, co ma robić i gdzie, co się znajduje.
        Restauracja nazywała się Feniks. Drzwi wejściowe były szklane z drewnianym obramowaniem, za którymi znajdowała się nieduża sala, gdzie stało siedem czteroosobowych stolików. Ściany miały kolor jasnobrązowy. Naprzeciwko drzwi stał bar. Po prawej stronie przy barze widać było drzwi, za którymi znajdowało się biuro właściciela, czyli Pawła. Po lewej stronie baru były kolejne drzwi, tym razem wahadłowe, prowadzące do kuchni.
        Kiedy Karol zwiedził już wszystkie pomieszczenia, a Paweł mu wyjaśnił, co będzie robił, zaczęli schodzić się współpracownicy. Pierwsza przyszła kelnerka - Martyna. Była to szczupła dwudziestolatka o blond włosach i niebieskich oczach, która zawsze, gdy tylko miała okazję podrywała Pawła lub Szymona.
        - Cześć Martyna - przywitał ją Paweł.
        - Cześć Pawełku. - pisnęła i cmoknęła go w policzek.
        Paweł zrobił minę znudzonego już ciągłymi podrywami Martyny.
        - Ile razy ci już mówiłem, że na pewno nigdy nie będziemy razem?
        - Dużo, ale może jeszcze zmienisz zdanie - puściła mu oczko.
        - Nie, nie zmienię - zakończył temat. - To jest Karol, będzie ci pomagał na sali.
        - O, nowy kelner - podeszła do niego. - A może byśmy tak wyskoczyli gdzieś razem, tylko ty, ja… - zaczęła, jeżdżąc mu ręką po klatce piersiowej.
        - Nie, Karol też nie jest zainteresowany - przerwał jej zazdrosny Paweł. - Idź lepiej przygotować się do pracy.
        - A co, zazdrosny jesteś o mnie? - dodała.
        - Prędzej byłbym zazdrosny o Karola niż o ciebie. Znam go trochę dłużej i jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi.
        - Uważaj, Pawełku, bo jeszcze pomyślę, że łączy was coś więcej niż przyjaźń - poszła do kuchni.
         Karolowi chciało się śmiać, ale udało mu się powstrzymać.
        - Przepraszam cię za nią - zaczął Paweł. - Niedawno rzucił ją chłopak i teraz poszukuje nowej miłości, ale nie umie zrozumieć, ŻE JA NIE CHCĘ MIEĆ DZIEWCZYNY! - powiedział głośniej.
        - Słyszałam - dobiegł ich głos Martyny.
        - O TO CHODZIŁO! - znów rzucił głośniej.
        - Spoko, rozumiem - zaśmiał się Karol. - A już się bałem, że masz dziewczynę i zapomniałeś mi o tym powiedzieć.
        - Już wiesz, dlaczego nie zatrudniam kobiet? Na nią namówił mnie Szymon. Powiedział, że będzie przyciągała klientów.
        - I co? - zapytał, ciągle chichocząc pod nosem.
        - Powiem tyle, gorzej nie jest.
        Nagle do Feniksa weszli rozbawieni Błażej i Szymon. Błażej, czyli dobrze zbudowany trzydziestodwulatek był szefem kuchni. Miał ciemne włosy i bardzo pogodną twarz. Dwudziestopięcioletni Szymon, czyli kucharz był szczupły, ale bardzo przystojny i nie miał dziewczyny, więc jego Martyna się najbardziej podrywała.
        - Cześć ludzie - przywitał się Paweł.
        - Cześć szefie - powiedział Błażej.
        - Siema Paweł - dodał Szymon.
        - To jest nowy kelner - Karol - przedstawił go blondyn.
        - Poznałeś już Martynę? - spytał dwudziestopięciolatek.
        - Tak, już próbowała go gdzieś wyrwać - odpowiedział Paweł. - Jest w kuchni.
        - Szymon, skarbie. W końcu przyszedłeś. Już nie mogłam się doczekać - powiedziała, wychodząc z kuchni i rzuciła mu się na szyję.
        - Ona jest świetna - szepnął do Karola.
        Martyna zaciągnęła chłopaka do kuchni.
        - Dobra, przebierajcie się, zaraz otwieramy.
       
Restauracja została otwarta o godzinie dziesiątej. Z pierwszymi klientami Karol poradził sobie doskonale. Oczywiście Martyna nie dawała mu spokoju. Widocznie Karol jej się spodobał.
       
Zbliżała się już godzina dwunasta, więc dziewczyna go spytała:
        - Pójdziesz ze mną na przerwę obiadową?
        - Nie chcę być niegrzeczny, ale nie.
        - Ty serio mnie nie lubisz? Nie podobam ci się? - zasmuciła się.
        - Jesteś świetną kumpelą, ale tylko tyle. Ja naprawdę nie szukam dziewczyny.
        - No, tak. Jesteś takim fajnym facetem, pewnie jest już jakaś szczęściara.
        Karol przytulił ją i powiedział:
        - Wiem, że musisz być załamana po stracie chłopaka, ale ja i Paweł, jak na razie nie szukamy dziewczyny. A może Szymon. On chyba jest wolny.
        - Tak, ale pomimo tego, że ciągle z nim flirtuję, to i tak nigdy niczego mi nie zaproponował.
        - Poczekaj jeszcze trochę. Na pewno w końcu na to wpadnie - pocieszał ją.
        - Dzięki. Fajnie się z tobą rozmawia.
        - Nie ma za co. A teraz poproszę uśmiech od ucha do ucha.
        Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i wtedy wiedziała, że w Karolu na pewno znajdzie przyjaciela.
        Niespodziewanie do restauracji weszła kobieta, która miała kruczoczarne włosy spięte w kucyk i stalowe oczy. Trzydziestoczterolatka była szczupła i wysoka. Podeszła do stojącego przy barze Karola i spytała:
        - Dzień dobry. Czy pracuje tutaj Paweł Kanarczewski?
        - Dzień dobry. A kim pani jest, jeśli mogę spytać? - zdziwił się.
        - Małgorzata Kanarczewska. Jestem jego mamą - przedstawiła się.
        Na szczęście Martyna w tym czasie obsługiwała klientów, więc nie wiedziała, kim była kobieta, z którą rozmawiał Karol.
        - Ja jestem Karol Radziszewski. Paweł jest właścicielem tej restauracji. Już go wołam.
        Chłopak poszedł do kuchni, gdzie Paweł rozmawiał o czymś z Szymonem. Karol powiedział mu, że przyszła jego matka i przekonywał go, by zgodził się na rozmowę. Paweł się wahał, ale po namowach ukochanego poszedł porozmawiać z matką. Piwnooki pokazał mu siedzącą przy jednym ze stolików kobietę, która powiedziała, że jest jego matką.
        - Dzień dobry. Podobno mnie pani szuka - powiedział, gdy do niej podszedł.
        - Pawełku - zaczęła. - Jaka pani? Jestem twoją mamą. Wiem, że możesz mnie nie pamiętać, ale proszę cię, porozmawiajmy.
        - Zostawiłaś mnie siedemnaście lat temu. W ogóle się nie odzywałaś. Przez tyle czasu miałaś mnie gdzieś, a teraz się pojawiasz i myślisz, że rzucę ci się na szyję i wszystko będzie ok?
        - Paweł, proszę cię, porozmawiajmy.
        - Dobra. Powiem ci coś i jeżeli nie będziesz miała nic przeciwko temu, wtedy będziemy mogli porozmawiać.
        Kobieta się zdziwiła i zastanawiała się, co powie jej syn. Wiele rzeczy przeszło jej przez myśl, jednak żadna z nich nie była tym, co usłyszała. Paweł wstrzymał oddech.
        - No, bo ja…, ja jestem gejem - zwierzył się i nagle poczuł ulgę.
        Oczy wyleciały jej z orbit i lekko się zarumieniła. Nie wiedziała, co powiedzieć, była w szoku.
        - Paweł, ja… - zająknęła się - …ja potrzebuję czasu, żeby to przemyśleć.
        - No, jasne - wstał, spojrzał na nią i poszedł do swojego biura.
        Karol, mimo tego, że obserwował całą sytuację, nie wiedział, co się stało.
        Gdy Paweł zamknął za sobą drzwi, oczy miał pełne łez, oparł się o szafę i z wściekłości uderzył w nią pięścią.
        Jego chłopak rozmawiając z Martyną, usłyszał hałas, dobiegający z biura.
        - Słyszałaś to? - spytał ją.
        - Tak. Co to było?
        - To u Pawła. Pójdę sprawdzić. Ty tu zostań.
        Na szczęście żaden z klientów nie siedział tak blisko, żeby usłyszeć trzask.
        Karol bez zastanowienia wpadł do biura swojego chłopaka i zobaczył go tam siedzącego na podłodze przy szafie całego we łzach. Szybko zamknął za sobą drzwi i usiadł obok niego.
        - Co jej powiedziałeś? - spytał.
        - Powiedziałem prawdę. Całą prawdę.
        - I co ona na to?
        - Powiedziała, że musi to przemyśleć.
        Karol objął ukochanego, by mógł się wypłakać w jego ramię.
        - Siedemnaście lat. Przez siedemnaście lat się nie odzywała. Już nie mogłem wytrzymać - dodał Paweł po chwili.
        - Dobrze, już się uspokój. Wszystko w końcu się jakoś ułoży - głaskał go po ramieniu.
        - Mam nadzieję.
        - Wiesz co, jeśli twoja mama nas zaakceptuje, to ja pójdę do moich rodziców i też im powiem prawdę. Ok?
        - Mhm - przytaknął.
        Kiedy Paweł już się trochę uspokoił, obaj wstali. Chłopak wytarł policzki i oczy chusteczką.
        - Widać? - spytał.
        Karol podszedł do niego, przyłożył mu dłoń do twarzy i przetarł jego pliczek kciukiem. Później dał mu całusa.
        - Teraz już nie. - dodał po pocałunku i uśmiechnął się.
        Na twarzy Pawła także pojawił się uśmiech, po czym obaj poszli dalej pracować.
        - Co się stało? - spytała Martyna, gdy tylko Karol podszedł do baru.
        - Już wszystko jest pod kontrolą.
        - Od jak dawna się przyjaźnicie?
        - Znamy się ponad pięć lat. Paweł to wręcz złoty człowiek.
        - Tak, jest cudowny. I jaki przystojny. Jesteś pewien, że nie chce mieć dziewczyny?
        - Tak. Przecież nawet sam ci to mówił.
        - Wiem. Żartuję sobie - dodała i oboje się zaśmiali.

        Po całym dniu pracy chłopcy byli strasznie zmęczeni, więc jak tylko przyszli do domu, umyli się, zjedli kolację i położyli się w łóżku. Jednak nie szli od razu spać, obrócili się przodem do siebie i zaczęli rozmawiać.
        - Jak myślisz, Szymon lubi Martynę? - zapytał z ciekawością Karol.
        - Jakoś specjalnie mi się nie zwierzał, ale chyba tak, tylko boi się tego, że ona tak z każdym flirtuje.
        - Wiesz, dziś ją trochę bliżej poznałem i zdaje mi się, że nie jest taka zła. Ona jest po prostu samotna.
        - Mam być zazdrosny? - uśmiechnął się.
        - No, co ty. O dziewczynę?
        - Mogłeś przecież coś przede mną ukryć i może jesteś biseksualny - zaśmiał się.
        - No, wiesz. Ja? Biseksualny? Czy ja wyglądam na biseksualistę?
        - A jak wygląda biseksualista?
        - Chyba tak, jak każdy człowiek.
        - Czyli jednak mogę mieć podejrzenia.
        - A nawet jeśli byłbym Bi, to co, zerwałbyś ze mną?
        - Nie wiem, co faceci widzą w kobietach.
        - Ja też nie - zaczął go całować.
         Po pocałunku na chwilę zamilkli. Nagle Karol zapytał:
        - Ty serio byś chciał się ze mną przespać? Wiesz w jakim sensie.
        - Nie - odpowiedział bez zastanowienia. - Ja chciałbym się z tobą kochać - pocałował go. Karolowi zrobiło się ciepło na sercu, gdy Paweł to powiedział. - Oczywiście szanuję twoją decyzję i nie będę cię do niczego zmuszał - ciągnął dalej.
        - Nie chodzi o to, że ja nie chcę tego zrobić, tylko o to, że po prostu się boję - usiadł.
        - Ale czego się boisz? - zdziwił się, też usiadł i położył mu rękę na udzie.
        - No, bo to będzie mój pierwszy raz i boję się, że może ci się nie spodobać - skłamał i ściągnął rękę ukochanego ze swojej nogi.
        - Ale co ty wygadujesz. Przecież dla mnie to też będzie pierwszy raz. Chyba nie sądzisz, że cię zdradziłem. W życiu bym ci tego nie zrobił. Ja nawet nigdy nie pocałowałem innego faceta, a co dopiero się z kimś przespać. Karol, jesteś dla mnie najważniejszy, ty i tylko ty, nikt więcej. Zrozumiałeś? - wytłumaczył, położył mu dłoń na policzku i zaczął go całować tak, żeby Karol w końcu zrozumiał, że on go naprawdę kocha. Młodszy odwzajemnił pocałunek i po chwili powiedział:
        - Paweł, dziękuję ci, że jesteś. Ja tak nabroiłem, a ty ciągle ratujesz mi tyłek.
        - Spoko. Czego się nie robi dla osoby, którą się kocha. Ale chyba poczekamy z seksem, aż wyjaśni się sprawa z moją mamą.
        - No, jasne - potwierdził, bo wcale mu się do tego nie spieszyło. - Robię się śpiący.
        - Dobra, wyłączamy światło i idziemy spać.
        Paweł zgasił lampkę stojącą obok na stoliczku nocnym.
        - Dobranoc.
        - Dobranoc.